JGL Nauka Bożego Uzdrowienia
Nauka Uzdrawiania
Chicago, 1920
W Nim było życie, a życie było światłością ludzi. (UBG - Ewangelia Jana 1:4)
Istnieje różnica pomiędzy chrześcijaństwem a filozofią.
Bóg dał mi przywilej przebywania w sercu filozoficznym Południowej Afryki, gdzie dla półtora miliona ludzi sprawują posługę kapłani buddyjscy, konfucjańscy, bramińscy, właściwie każdy możliwy kult jest tam reprezentowany.
Ze zdumieniem odkryłem, że tamtejsi biali zasymilowali stopniowo filozofie Wschodu tak jak my, ludzie Zachodu, asymilujemy je – i to już od dłuższego czasu. Gdy dziś zbadacie np. Chrześcijańską Naukę, Nową Myśl czy Unitarianizm, odkryjecie, że od niepamiętnych czasów są to te same stare filozofie Indii, Egiptu i Chin. Różnica między filozofią a religią, a konkretnie religią Jezusa Chrystusa, jest zawarta w słowach, które przywołałem z Pisma: "W Nim było życie, a życie było światłością ludzi."
Filozofia jest światłem. Jest to najlepsze światło, jakie posiadała osoba, która stworzyła tę filozofię. Ale nie jest to DAWCA ŻYCIA. A z duszy Jezusa tchnie święte, żywe życie Boga, które wchodzi w naturę człowieka, ożywia go swoją mocą - i dzięki łasce Bożej ma on w sobie życie Jezusa, życie wieczne.
Wiele starożytnych filozofii posiada cudowne światło. Jedną z filozofii indyjskich, Bhagavad, opisano pięćset lat przed Izajaszem. Przewidziano tam przybycie Syna Boga, Odkupiciela, który miał przyjść i odkupić ludzkość.
Budda przedstawił swoją filozofię 500 lat przed narodzeniem Jezusa. Pitagoras podobnie.
U każdego z nich znajdziecie wiele z nauczania Jezusa, które nie było wyjątkowe w tym, że było w całości nowe. Było wyjątkowe, ponieważ zawierało coś, czego żadna z filozofii nie posiadała. To była boska zawartość w słowie Jezusa Chrystusa, która nadała Jego nauczaniu cechę odróżniającą od wszelkich filozofii.
Ta cecha to Boże ŻYCIE.
"W Nim było ŻYCIE, a ŻYCIE było światłością ludzi".
Kochani, prawdziwy chrześcijanin i prawdziwy Kościół Chrześcijański jest zobowiązany przynieść ludzkości prawdziwe życie Pana Jezusa, wiedząc, że gdy przychodzi ŻYCIE Jezusa, za nim następuje światło cywilizacji i chrześcijaństwa, ale ŻYCIE jest rzeczą pierwszą.
Gdy ludzie oddalali się od Boga i gdy świat odchodził od Boga, ludzie naturalnie pogrążali się we własną świadomość i stany duszy, postępując wspólnie w sposób powszechny w świecie, starając się błogosławić świat poprzez ŚWIATŁO. (= poznanie, wiedzę)
To ŚWIATŁO jednak nie zbawiło świata i nigdy nie zbawi.
Musi istnieć boska treść z góry, która przychodzi do duszy by ją wzbogacić, wzmocnić, rozświetlić i napełnić chwałą, a co więcej - by ją ubóstwić.
Zamysłem Bożym przez Jezusa Chrystusa jest ubóstwić naturę ludzi, czyli na zawsze uczynić ich - nie tylko w ich zewnętrznym wyglądzie i zachowaniu, ale w naturze, istocie i treści, w duchu i duszy i ciele – TAKIMI JAK BOŻY SYN.
Jezus nigdy nie pragnął, by Chrześcijanie byli imitacją. Mieli być krwią z Jego krwi, kością z Jego kości, ciałem z Jego ciała, duszą z Jego duszy i duchem z Jego Ducha. Tak stał się Synem Bożym, Wybawcą i Odkupicielem na wieki.
W młodości poszedłem na kurs medyczny. Nigdy nie praktykowałem medycyny, jako że porzuciłem to kilka miesięcy przed ukończeniem, kiedy się okazało, że głównym tematem egzaminu będzie diagnoza. Właśnie wtedy odkryłem, że cały przedmiot diagnozy to w dużej mierze kwestia zgadywania – i tak jest nadal.
Przez całe życie miałem dociekliwego ducha. Nigdy nie było mi łatwo czegoś zaakceptować, dopóki krok po kroku sobie tego nie udowodniłem. Kiedy podszedłem do sprawy chrztu (Ducha Świętego), zrobiłem to z wielką ostrożnością, ale podszedłem do niej jako głodna dusza; moje serce było głodne Boga. I pewnego dnia Duch Pana przyszedł do mnie, Bóg zalał moje życie i ochrzcił mnie w Swoim Świętym Duchu. I wtedy w moim sercu rozpoczęła się nowa, potężna praca Boża, która trwała przez 15 lat, dopóki Chrystus nie stał się boską rzeczywistością w mojej duszy.
Ciesząc się wcześniej uznaniem jako student medycyny, nadal mam przywilej pojawiać się w
klinice, co często robię. Pewnego razu poddałem się serii eksperymentów. Nie wystarczało mi wiedzieć, że Bóg czyni rzeczy, musiałem poznać JAK Bóg ich dokonuje.
Kiedy więc wróciłem z Afryki, pojechałem do instytutu Johna Hopkinsa i poddałem się tej serii eksperymentów.
Najpierw podłączono do mojej głowy aparat, który nagrywał drgania mózgu. To urządzenie posiadało wskaźnik do oznaczania wibracji umysłu.
Zacząłem powtarzać kojące słowa, takie jak Psalm 23; potem powtórzyłem Psalm 37, a potem Izajasza 35, następnie Psalm 91, później mowę Pawła przed Agryppą. Następnie poszedłem w świecką literaturę i zacząłem powtarzać „Szarżę Lekkiej Brygady”, „Kruka” Edgara Poe, z modlitwą w moim sercu, aby w jakiś sposób Bóg połączył moją duszę z Duchem Świętym. Mój problem polegał na tym, że kiedy to się działo, nie mogłem powstrzymać Ducha od zstępowania na mnie, i kiedy przechodziłem przez tekst „Kruka”, badający powiedzieli: „Jesteś fenomenem. Masz szerszy zasięg umysłowy niż jakakolwiek ludzka istota, jaką widzieliśmy” Ale to było to, że Duch Boży ciągle na mnie spływał w takim stopniu, że mogłem odczuwać poruszenia Ducha we mnie. Ale modliłem się w sercu: „Panie Boże, jeśli tylko pozwolisz, by Duch Boży przeszedł jak błyskawice Boże przez moją duszę przez 2 sekundy, wiem że wydarzy się wtedy coś, czego ci mężczyźni nigdy wcześniej nie widzieli.”
Zakończyłem ostatnią strofę. W tym samym momencie Duch Boży uderzył we mnie wybuchając chwałą i językami, a wskaźnik aparatu pokazał koniec skali - i nie mam pojęcia, jak daleko mógłby jeszcze pójść, gdyby był w stanie to zarejestrować. Badający powiedzieli: „Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy”. Odpowiedziałem: „Przyjaciele, to jest Duch Święty!”.
Teraz, aby uchwycić siłę tego, co chcę wam powiedzieć przez kolejny eksperyment, coś z procesu „trawienia”, chcę objaśnić asymilacyjną moc waszej natury, waszą zdolność do przyswojenia sobie Boga, przyjęcia życia Bożego do swojego jestestwa i zatrzymania go w swojej istocie.
Nie mówię do was o tym, w co wierzę. Mówię o tym, co JA WIEM.
Przez 25 lat Bóg utrzymywał mnie tak, że żadna choroba czy diabeł nie mogły mnie ruszyć, od dnia kiedy w 91 Psalmie ujrzałem, że człowiek ma przywilej wejścia w Boga (nie tylko dla uzdrawiania, ale dla ZDROWIA) i posiadania Boga i życia Bożego w każdym włókienku swojej istoty.
Naukowcy mówią nam, że w każdym calu ludzkiej skóry znajduje się półtora miliona komórek. Obecnie prawie podwojono ten status. Jakkolwiek by było, chcę, żebyście dostrzegli, że cała struktura życia ludzkiego jest cudowną komórkową kompozycją. Twoje ciało, twój mózg, twoje kości - to jedna wielka konstrukcja z komórek.
W procesie trawienia zachodzi coś takiego: Zanim jedzenie, które spożywamy, zostanie wchłonięte przez ciało, redukowane jest do płynnej masy pokarmowej. Jednak żaden z naukowców na świecie nie zdołał satysfakcjonująco wyjaśnić, co sprawia, że owa masa zamienia się w ŻYCIE. Kiedy jest ona w ciele, dzieje się coś, co zamienia ją w życie.
Chcę opowiedzieć wam o czymś, co zrodziło się w mojej duszy i jak to udowodniłem.
Czasem odczuwałem w trakcie modlitwy, tak jak wy odczuwaliście setki razy, impuls Ducha poruszający się w dół - poprzez wasz mózg i całą osobę – aż do koniuszków palców… takie małe impulsy Bożej obecności w twoim wnętrzu. I powiedziałem: „Gdyby tylko istniał wystarczająco czuły aparat, wierzę, że ludzie mogliby zobaczyć działanie komórek mózgowych i zbadać, co się z nimi dzieje.”
To jest sekret „trawienia”. Kiedy od ducha człowieka – i poprzez ducha człowieka – do każdej komórki ciała przekazywane są fale światła, fale życia, to jest to poruszenie twojego ducha. Duchowe impulsy przechodzące z komórek kory mózgowej do samiutkich koniuszków twoich palców u rąk i nóg, do każdej komórki twojego ciała. A kiedy dotkną owej płynnej masy pokarmowej, organizm przekształca ją w ŻYCIE. To transmutacja.
W świecie materii można np. roztworzyć cynk w kwasie solnym, zanurzyć w tym jeden koniec drutu i podłączając baterię elektryczną – przetransmitować z roztworu metaliczny cynk na drugi koniec drutu, gdzie się on osadzi. Zajdzie proces transmutacji. Przemiana z jednej postaci w inną.
Bracie, posłuchaj: jeśli nie jest to również prawdą w świecie duchowym, to nie ma czegoś takiego jak boskie ŻYCIE. Nie ma czegoś takiego jak zbawienie przez Syna Bożego. Bo to, co jest w duszy, musi zostać przemienione przez Ducha Bożego w nas, aż stanie się duchowe - aż będzie z Boga.
Jezus zasiadł ze Swymi uczniami (po Jego zmartwychwstaniu) i jadł z nimi chleb i rybę. Potem poszedł na górę i wstąpił przed nimi do chwały. Co się stało z rybą i chlebem, które On zjadł? – Mówię wam, transmutacja istnieje. To, co jest naturalne, staje się duchowe. To, co było naturalne, zmienia się dzięki mocy Bożej w życie Boga, w naturę Boga, w substancję Boga, w chwałę Boga.
Gdy więc następnym razem wróciłem do kraju, wykonaliśmy taki eksperyment: Podłączono do mojej głowy potężny aparat wykonujący rodzaj zdjęć, jedno po drugim, po to by sprawdzić, na ile to możliwe, jakie będzie działanie komórek mózgowych. Następnie powtarzałem teksty kojące, obliczone na zredukowanie aktywności komórek kory do możliwie najniższego poziomu.
Potem przeszedłem do Pisma Świętego, do rzeczy lepszych i bogatszych, aż doszedłem do pierwszego rozdziału Jana, i kiedy zacząłem to recytować, płomień Boży zaczął płonąć w moim sercu. W tym momencie ponownie zstąpił na mnie Duch Boży, a człowiek, który był za mną, dotknął mnie na znak, aby utrzymać tę równowagę, by jeden po drugim mogli spojrzeć przez aparat. W końcu, kiedy zluzowałem, a Duch ucichł, powiedzieli: „Człowieku, nie rozumiemy tego, ale komórki kory mózgowej rozszerzają się tak, że trudno sobie wyobrazić, iż jest to możliwe dla ludzkiego mózgu."
O, mówię wam, kiedy się modlicie, coś się dzieje. To żaden mit. To działanie Boga.
Potwierdziliśmy oto, że Wszechmogący Bóg wchodzi do wnętrza duszy, przejmuje kontrolę nad mózgiem, żyje w komórkach jego kory, a kiedy masz wolę, pragnienie czy życzenie, świadomie lub nieświadomie, to ogień Boga, moc Boga, życie Boga, ta natura Boga pulsuje przez twoje nerwy, przez twoją osobę do każdej komórki twojej istoty, do każdej z półtora miliona komórek w każdym calu kwadratowym twojej skóry – i one żyją, żyją z Bogiem.
Ludzie traktowali Ewangelię Jezusa Chrystusa jako głupią i sentymentalną. Pozornie mądrzy - gardzili prostymi rzeczami, które miały miejsce na co dzień. Ale chcę ci powiedzieć, że każda kochana stara matka klęcząc przed tronem Bożym i wznosząc swe serce do nieba jest przykładem najdoskonalszej łączności bezprzewodowej z Bogiem, jaka kiedykolwiek powstała.
Obecnie istnieje techniczna możliwość przekazu bezprzewodowego na odległość nawet 12 tysięcy mil. (r. 1920 – przyp. red.). Wykazano, że treść przekazu może przebyć tę odległość w jednej dziesiątej sekundy. Pomyśl o tym! Praktycznie nie ma czegoś takiego jak czas. Kochani, w chwili kiedy wasza dusza jest poruszona, ta stęskniona dusza z płaczącym sercem – dotyka to duszy Jezusa Chrystusa i przychodzi odpowiedź.
Powiedziałem do nich: „Panowie, chcę zobaczyć jeszcze jedną rzecz: pójdźcie do swojego szpitala i przyprowadźcie człowieka, który ma stan zapalny w kości." Przyprowadzili więc mężczyznę z zapaleniem kości. Powiedziałem: „Weź swój aparat i podłącz go do nogi tego pacjenta, tylko zostaw dosyć miejsca, abym mógł położyć moją rękę na jego nodze; możesz mieć to przymocowane po obu stronach.”
Kiedy wszystko było już gotowe, położyłem rękę na piszczeli tego człowieka i modliłem się tak, jak modliła się Matka Etter. (Maria Woodworth Etter zwana babcią pentakostalizmu – przyp. red.) Nie była to jakaś szczególna modlitwa, ale wołanie mego serca do Boga. Powiedziałem: „Boże, zabij to diabelskie dzieło Twoją mocą, niech ona w tym człowieku żyje, niech się w nim porusza.” I zapytałem: „Panowie, co się dzieje?" Odpowiedzieli: "Każda komórka reaguje, odpowiada".
Chodzi o to, że życie Boże powraca do części ciała dotkniętej chorobą i od razu krew zaczyna płynąć – i dzieło jest dokonane.
Już od dawna jestem zmęczony ludźmi traktującymi cały temat chrześcijaństwa jak dziecięcą zabawę. Mamy naszą wiedzę fizyczną, psychologiczną, znajomość działania umysłu – nauczane w różnych mądrych szkołach, ale tu jest coś większego.
Pewnego dnia pojawi się nowa dziedzina. To będzie pneumatologia...nauka o duchu, dzięki której ludzie podejmą się odkrywania Bożych praw. I dzięki łasce Boga będą wiedzieli, że Bóg jest żywy i że żyjący Duch Boży nie jest snem.
W naszych Pokojach Uzdrowienia w Spokane pojawiła się kiedyś miła kobieta imieniem Lamphear, żona miejscowego kupca. Przed jedenastu laty spadła ze schodów, co spowodowało wypadanie jelit i żołądka, inwalidztwo. Do tego zachorowała na gruźlicę. Poza tym biedaczce rozwinęło się zapalenie reumatyczne, przez co była okropnie zdeformowana. Miała już umrzeć. Lekarze mówili, że nic więcej nie mogą dla niej zrobić. Poradzili, by zabrać ją do Hot Lake w Oregon, może to pomoże. Zanurzano ją tam w gorących kąpielach, ale cierpiała tak samo jak wcześniej. Spróbowano zatem kąpieli super podgrzewanych, umieszczając ją w tak gorącej wodzie, w jakiej jeszcze żaden człowiek wcześniej nie przebywał. W rezultacie, zamiast jakiegokolwiek efektu leczniczego, lewa noga stała się o trzy cale krótsza od prawej. Powstał stan mięsaka. Stopa stała się krótsza o cal. Z ośrodka wyszła w gorszym stanie, niż przybyła. Dotarła do Portland, bo jej rodzice mieszkali w The Dalles i chciała zobaczyć się z nimi przed śmiercią. Mąż niósł ją w ramionach na statek. Kiedy ją wnosił, podszedł do nich misjonarz zielonoświątkowy i powiedział: „Droga pani, teraz rozumiemy, czemu Bóg powiedział nam, abyśmy wsiedli na tę łódź. Pan kazał nam wczoraj wieczorem popłynąć porannym statkiem do The Dalles".
Zadzwonił więc i dowiedział się, że bilet kosztuje 1,80 USD, a ponieważ były to wszystkie pieniądze, jakie mieli, poszli bez śniadania prosto na przystań.
Kiedy tak leżała i płakała z bólu, powiedzieli: „Kiedy dotrzemy do The Dalles, pomodlimy się za ciebie." (Byli nieśmiałymi ludźmi). W końcu dotarli do The Dalles i udali się do hotelu. Dwóch uklękło, by się za nią modlić. Powiedziała, że kiedy modlili się i położyli ręce na jej kolanach, ich dłonie zaczęły stawać się świetliste, aż wyglądały jak ręce Jezusa, ich twarze wyglądały jak twarz Jezusa, a ją napełnił lęk. Ale coś się wydarzyło. Ból odszedł.
O dziwo gruźlica i problemy w oddychaniem pozostały. Noga została tej samej długości. Kiedy porównała obie, zdziwiła się, że nie została wydłużona . Poprosiła: „Pomódlcie się jeszcze, aby Pan uczynił tę nogę taką samą jak druga". Biedny misjonarz był oszołomiony. Powiedział: „Droga Siostro, ból zniknął! Ciesz się i oddaj chwałę Bogu."
Tak więc przez kolejne trzy i pół roku niemal wykasływała z siebie płuca, funkcjonując
z jedną nogą znacznie krótszą od drugiej. Pewnego dnia przybyła do Pokojów Uzdrowienia
i posługiwał jej Mr. Westwood. Poczuła się cudownie odciążona. Powiedziała:
– Panie Westwood, mogę oddychać… czysto, głęboko aż do brzucha!
– A co sprawia, że kulejesz?
– Mam dużego guza w kolanie.
– Pomodlę się o to.
– Ale pewien człowiek powiedział mi, że powinnam się zadowolić tym, iż odszedł ból...
Odpowiedział: – On jeszcze nie dorósł w Bogu.
Położył ręce na guzie i modlił się, a Wszechmogący Bóg rozmiękczył ten guz z kości i noga zaczęła rosnąć po jednym calu dziennie, aż mogła już założyć takie buty jak wszyscy.
Jest różnica między uzdrowieniem a cudem.
Uzdrowienie to odbudowanie chorej tkanki, a cud jest stwórczym działaniem Ducha Bożego w życiu człowieka. Największym cudem Bożym jest zbawienie duszy.
Za każdym razem, kiedy Chrystus wypowiada słowo ŻYCIE do serca człowieka, następuje w nim Boży twórczy cud – i staje się on nowym człowiekiem w Chrystusie Jezusie.
Kiedyś w Los Angeles rozmawiałem z sędziwym Ojcem Seymourem. Powiedziałem mu, co wydarzyło się gdy byłem w Afryce. Miało to związek z Eliasem Letwaba, jednym z naszych tamtejszych kaznodziejów. Kiedy do niego poszedłem, jego żona powiedziała:
– Nie ma go w domu. Małe dziecko jest ranne i poszedł modlić się o nie.
Gdy tam przybyliśmy i na kolanach wpełzliśmy do tubylczego szałasu, zobaczyłem go, jak klęczał w rogu przy umierającym dziecku. Powiedziałem:
– Letwaba, to ja. Co się dzieje z dzieckiem?
– Ma uraz szyi.
Przyjrzałem się i zauważyłem, że kark dziecka jest złamany. Powiedziałem:
– Ależ, Letwaba, ono ma złamany kark! – Nie miałem wiary w to uzdrowienie, ale poczciwy Letwaba nie widział tu żadnej różnicy i nie rozumiał mego wahania, ale dostrzegł ducha zwątpienia w mojej duszy. Powiedziałem sobie, że nie będę mu przeszkadzał w jego wierze. Jeszcze wyczuje zwątpienie i wszystkie te tradycyjne poglądy, do których przywykłem przez lata, lepiej więc wyjdę na zewnątrz.
Wyszedłem i zacząłem się modlić. Poszedłem spać o pierwszej. O trzeciej przyszedł Letwaba. Zapytałem:
-- I co z dzieckiem?
Spojrzał na mnie łagodnie i z tkliwością powiedział: Bracie, dziecko jest zdrowe.
– Zdrowe! Zabierz mnie zaraz do niego!
Gdy wziąłem maleństwo na ręce, wyszedłem i modliłem się:
– Panie, zabierz z mojej duszy każdą przeklętą rzecz, która powstrzymuje mnie od uwierzenia Panu Jezusowi Chrystusowi!
W moim zgromadzeniu w Spokane jest pewien kochany człowiek rodem z Teksasu. Opowiedział nam, jak był umierający na pelagrę. Wyruszył do siostry w Dallas, ale w pociągu, jak się zdawało, zmarł. Złożono jego ciało w budynku stacji, przykryte workami z juty. Następnego ranka jednak zauważono, że nadal żyje. Zaniesiono go więc na spotkanie Matki Etter. Ona zeszła z mównicy i modliła się za niego. I żyje, i od 7 lat głosi ewangelię w Spokane.
W Synu Bożym w pięć minut masz więcej nauki niż kiedykolwiek poznał ten stary, niedouczony świat.
„W Nim było ŻYCIE, a ŻYCIE było światłem ludzi”
Umysł ludzki – nawet najbystrzejszy – nigdy nie poznał, nie odkrył, czym jest ŻYCIE Boga. „…świat przez swą mądrość nie poznał Boga w jego Bożej mądrości …” (1 Koryntian 1:21) Nie mogli rozpoznać Jego śmierci ani zrozumieć cudów Jego życia, dopóki Pan Jezus nie przyszedł, nie żył na świecie, nie umarł i nie wszedł do Hadesu, niszcząc moce ciemności i
wyzwalając dusze ludzkie. Wyzwolił je z więzów ciemności i wyszedł do świata, aby głosić Słowo Boże i objawiać moc Bożą. Ukazać Bożą naturę. I dzięki łasce Boga człowiek otrzymał przywilej, aby wejść w naturę Jezusa, by płomień Boży płonął w duszy tak, jak płonął w duszy Jezusa.
Pewien angielski spróbował na nowo odnaleźć formułę przeobrażania pewnych metali w złoto. To nie zadziałało. Lata temu ta wiedza była podobno znana, ale jakoś zaniknęła. Ostatnio ponownie próbowano ołów, srebro i żelazo przemieniać w złoto.
Kochani, wszak to jest to, co Jezus Chrystus robił przez cały czas. To jest tak stare jak chrześcijaństwo, tak odwieczne jak Syn Boży. On przychodzi do serc ludzi zabierając starą, zatwardziałą naturę. Wszczepia w nich Swoje życie, wlewa Swoją moc w ich istotę.
W potężnym działaniu Ducha Świętego przemienia ich w czyste, Boże złoto.
Gdyby nawet Pięćdziesiątnica nie przyniosła światu żadnego innego błogosławieństwa prócz tego jednego, to i tak jest ono absolutnie bezcenne.
Gdy ktoś przychodzi do mnie i mówi, że w Duchu Świętym nie ma nic poza manifestacją psychologiczną, mówię: „Bracie, siostro, chodź ze mną i poznaj te Boże klejnoty i to szczere złoto, które wyszło ze śmieci i brudów życia – i już będziesz wiedział."
W moim zgromadzeniu w Spokane jest miła, drobna kobieta, która przez dziewięć lat była całkiem ślepa. Nie posiadała wtedy wiele wiedzy na temat wiary w Boga. Pewnego dnia z sześciorgiem swoich dzieci odkryła, że porzucił ją podły brutal, jej mąż. Możesz sobie wyobrazić, co się działo w jej duszy. Była załamana, jej serce krwawiło. Zebrała dzieci wokół siebie i zaczęła się modlić. Siedzieli na ganku.
Nagle jeden malec wstał i powiedział: „Mamo, ścieżką idzie jakiś pan i wygląda jak Jezus. Och, mamo, na Jego rękach jest krew i na Jego stopach też jest krew!" Dzieci przerażone pobiegły za róg domu. Po chwili największy z nich wyjrzał i mówi: „O, mamo, On kładzie dłonie na twoich oczach! " - i właśnie wtedy jej ślepe oczy się otworzyły. Umiłowani, gdybyśmy mogli poznać „czynnik sprawczy”, zobaczylibyśmy, że przy Bramie Syjonu, czy w jakimś innym miejscu, chrześcijanie modlili się w mocy Bożej nad wygłodniałym światem – i wtedy Jezus Chrystus wkroczył w życie tej kobiety, i wysłał ją, by wielbiła Boga i nauczała Ewangelii Jezusa.
Za żadną cenę nie oddałbym mojego życia w Afryce. Tam musiałem się zmierzyć z prawdziwymi problemami. Pewnego wieczoru byłem na Górze Źródeł. W zasięgu oczu miałem ponad tysiąc lokalnych osad. Mogłem zobaczyć kolor trawy w górach odległych o sześćdziesiąt mil. Dostrzegałem też góry oddalone o sto pięćdziesiąt mil. Pomyślałem:
„W zasięgu moich oczu żyje co najmniej dziesięć milionów rdzennych mieszkańców. Nigdy nie słyszeli oni Imienia Jezusa. A na całym obszarze jest sto czy dwieście milionów ludzi
i każdego dnia ich przybywa w niesamowitym tempie”.
Czy wiecie, że codziennie rodzi się więcej pogan, niż jest tych, co poznali Chrystusa przez ostatnie pięćdziesiąt lat? Kiedy zdołamy to nadrobić naszym obecnym sposobem budowania szkół i uczenia ich czytać? Nigdy!
Mówię wam, to nie nadejdzie w ten sposób. To musi pochodzić z nieba przez moc Boga, przez wylanie Ducha Świętego. Dlatego raduję się z błogosławionej obietnicy: „I stanie się w ostatecznych dniach – mówi Bóg – że wyleję z mego Ducha na wszelkie ciało” (Dzieje 2:17, UBG). I każdy z dwustu milionów biednych Afrykańczyków będzie słuchać i poznawać Pana Jezusa Chrystusa. Umiłowani, bardziej niż czegokolwiek w świecie pragnę znaleźć się w takim miejscu w królestwie Boga, aby z mocą Bożą modlić się, by to się ziściło – i modlić się o moc Bożą nad nimi. Zacząłem się modlić i pomyślałem: „Czy Boga ci ludzie nie interesują? Dlaczego cokolwiek nie zostało dla nich zrobione? O co Bogu chodzi?". Serce mi pękało pod tym ciężarem. – Boże, gdzieś jest wyjaśnienie. Co to jest, Panie? Powiedz mi. – Po chwili Duch powiedział: “Kościół, który jest Jego Ciałem”… [Efezjan 1:22-23]. Wiedziałem, że to jest odpowiedź od Boga. Odrzekłem: „Tak, Kościół powinien wysyłać misjonarzy, budować szkoły, robić to i tamto…”
Ale Duch nadal przemawiał: „Kościół, który jest Jego Ciałem”… „Kościół, który jest Jego Ciałem”. Siedziałem i słuchałem głosu, który długo powtarzał to zdanie. Powiedziałem: „Mój Boże, moja dusza zaczyna to widzieć. To Kościół jest generatorem mocy Boga na świecie. Kościół zaniedbywał jedną rzecz. Nie modlił się mocą Boga z nieba."
Wtedy to zobaczyłem i odtąd stało się to przekonaniem mojej duszy.
Nigdy na całej ziemi żadna dusza ludzka nie zrodziła się do Boga, dopóki czyjeś serce nie otrzymało od żywego Ducha Bożego i w modlitwie nie wyzwoliło tego Ducha, z zachowaniem całej łaski i twórczej mocy, aż wziął w posiadanie duszę ową duszę. Nieważne, czy było to tysiące mil stąd.
Moje serce czuje to brzemię, więc próbuję nakłonić ludzi, aby zapomnieli o swoich małych sprzeczkach i drobnych różnicach i kontynuowali modlitwę.
Matka Etter przez pięćdziesiąt lat była jak komendant. Chorzy byli uzdrawiani, ludzie się nawracali i byli błogosławieni. Kiedy jednak usłyszałem o Bracie Brooks, który zamykał się dzień i noc, aby modlić się mocą Boga nad światem, powiedziałem: „To stamtąd ona bierze ogień i stamtąd przychodzi to do mojej duszy; to stamtąd dosięga to też każdej innej duszy."
Zobacz, jak pięknie jest oświetlona ta sala. A świat żył w ciemności przez tysiące lat i ludzie nie mieli oświetlenia poza pochodniami. A przecież tyle samo energii elektrycznej było 5000 lat temu co teraz. Ktoś odkrył sposób, jak ją wygenerować, odkrył prawa, które tym rządzą. Do dzisiaj nie ma człowieka, który mógłby nam powiedzieć, czym jest elektryczność lub co jest jej substancją. Wiemy, że możemy kontrolować ją w dany sposób, przesyłać ją, że możemy sprawić by zrobiła to czy tamto, ale czym jest, tego nikt nie może nam powiedzieć. Gdzieś nad rzeką jest coś, co nazywa się prądnicą i wydobywa prąd „z powietrza”, po czym przesyła go przewodami, a obecnie nawet bezprzewodowo.
Czy wiesz, czym jest modlitwa? To nie jest błaganie Boga o to czy tamto. Wy błagający, zaprzestańcie błagania aż maleńka wiara poruszy waszą duszę.
MODLITWA to Boża prądnica, dynamo. Duch człowieka jest boskim dynamem. To modlitwa wprawia w ruch twojego ducha... nie dziesięć lub sto tysięcy obrotów. Napięcie niebios dociera do Twojego serca i wypływa z twoich rąk, zapala dusze ludzi i Bóg Wszechmogący porusza się na ich rzecz.
Kilka lat temu w Indianie mieszkał rolnik, nasz przyjaciel. Jego syn będąc w Ameryce Południowej, zapadł na okropną chorobę brzucha, nie miał odpowiedniej opieki, miał bardzo wysoką gorączkę. Cały brzuch porastał dzikim mięsem, warstwa po warstwie, aż pojawiło się pięć warstw. Pielęgniarka podnosiła je i przemywała, aby nie wdało się dodatkowe zakażenie Kiedy pokazał mi swoje ciało, abym się za niego pomodlił, byłem zszokowany. Naprawdę, nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Kiedy zacząłem się za niego modlić, rozpostarłem palce nad tym bólem. Modliłem się: „Boże, w imieniu Jezusa Chrystusa, rozwal to przekleństwo piekła i spal je Swoją mocą." Potem wsiadłem w pociąg i wróciłem. Następnego dnia otrzymałem telegram o treści: "Lake, stało się coś niezwykłego. Godzinę po tym, jak wyszedłeś, odcisk twojej dłoni został wypalony w tej tkance na ćwierć cala głębokości i nadal tak jest."
Mówimy o „napięciu” Nieba i mocy Bożej. W duszy Jezusa działa coś jak błyskawice (pioruny). Te błyskawice Jezusa uzdrawiają ludzi przez dotyk, najtwardszy grzech się roztapia, choroba ucieka – kiedy zbliża się moc Boga. A my tu spieramy się i zastanawiamy, czy Jezus Chrystus jest wystarczająco wielki dla naszych potrzeb. Usuńmy bariery. Pozwól żywemu Bogu wejść w twoje życie. I w Imieniu Jezusa, niech twoje serce nie zadowala się „pustą” Pięćdziesiątnicą, ale niech światło Boga i „byskawice” Jezusa zaleją twoje życie. Amen.